Maria Andrejczyk to „babka-dynamit”
- Published in: Aktualności, Bez kategorii, Wywiady
- Autor Marcin Rosengarten
- Zostaw opinię
- Permalink
Najpiękniejsza Maria Andrejczyk: Dla mnie to fenomen, że wyprzedziłam tak popularne dziewczyny
– Dla mnie to fenomen, że wyprzedziłam tak popularne dziewczyny, jak Anna Lewandowska czy Katarzyna Skowrońska. Miło mi, że kibice uznają moją urodę – mówi Maria Andrejczyk, najpiękniejszą polska sportsmenka w głosowaniu internautów WP SportoweFakty.
Sprawdzała pani, z kim wygrała?
Tak, spojrzałam na kolejne miejsca.
Była pani zaskoczona? O Annie Lewandowskiej mówi się i pisze praktycznie codziennie, a Karolina Kowalkiewicz czy Katarzyna Skowrońska-Dolata są na sportowej scenie trochę dłużej od pani. Ale okazało się, że to pani jest wśród kibiców popularniejsza.
Nie potrafię powiedzieć dlaczego tak jest. Fakt, zdziwiłam się, że wygrałam, ale to miłe zaskoczenie. Dla mnie to fenomen, że wyprzedziłam tak popularne dziewczyny.
Mi wydaje się, że ludziom podoba się pani energia, humor, dystans i brak fałszywej skromności. Maria Andrejczyk to „babka-dynamit” i chyba stąd ten fenomen i popularność.
Miło mi to słyszeć. Nie ukrywam, że wiele osób mi powtarza, że tryskam energią i bardzo fajnie spędza się ze mną czas. Cóż mogę powiedzieć, to super że jestem tak odbierana.
Nadal się zdarza, że ktoś prosi panią o rękę?
Na szczęście teraz jest tylko kilka takich incydentów na tydzień, a nie tak jak wcześniej, gdy codziennie propozycje spływały dziesiątkami. Chłopcy się uspokoili, jest w porządku.
Duża popularność to i duże zainteresowanie pani karierą i wynikami. W tym sezonie wyniki będą? W ostatnim czasie zmagała się pani z urazem barku, czy mimo tego udało się dobrze przepracować obóz w Hiszpanii?
Udało się, na każdym obozie pracuję bardzo solidnie. Wiem, że teraz nikt mi już nie pomoże, mogę to zrobić tylko ja sama. Wszystko jest w moich rękach i nie zaprzepaszczę tej szansy. Z każdym treningiem jestem coraz mocniejsza. Kosztuje mnie to dużo zdrowia i poświęceń. Teraz wróciłam na uczelnię i nie mam czasu na odpoczynek, muszę nadrobić 2,5-miesięczne zaległości. To dla mnie niesamowicie intensywny okres, zdarza się że czasu nie starcza nawet na sen, tak jak ostatnio, kiedy do późna się uczyłam i poszłam spać o 3 w nocy. Spałam cztery godziny, rano miałam egzamin, potem od razu trening, a następnie znowu na uczelnię żeby pozaliczać zaległości. Z kolei niedługo wybieram się do Warszawy na sesję zdjęciową na AWF-ie.
Treningi są coraz mocniejsze, jestem bardzo zadowolona ze sprawdzianów na siłowni. Nie sądziłam, że już pięć miesięcy po operacji mogą one tak dobrze wyglądać. Jestem zadowolona, patrzę w przyszłość z dużym uśmiechem, bo wiem, że będzie dobrze.
Z czego był ten egzamin, o którym pani mówiła?
Z gramatyki opisowej. Poszedł dobrze, choć oczywiście mogło być lepiej, bo dopiero dzień wcześniej usiadłam do nauki i miałam jedną noc na nadrobienie całego działu. Cóż, w najgorszym wypadku zawsze jest drugi termin (śmiech).
Kilka dni temu na Facebooku oficjalnie ogłosiła pani zakończenie leczenia. Duża ulga, że to już za panią?
Nie ulga, a radość. Stwierdzenie faktu, że zakończyłam leczenie, niczego nie zmienia. Teraz muszę trenować dwa razy mocniej, bo do tej pory ulgowo traktowałam bark, który cały czas mnie pobolewa i momentami muszę niektóre ćwiczenia odpuszczać. Kiedy skończyłam leczenie, niesamowicie się ucieszyłam. Wiedziałam, że to moja zasługa, że udało się już po pięciu miesiącach. Teraz zaczyna się jednak wyższa szkoła jazdy. Nie będę się spieszyła, żeby wrócić na swój dawny poziom. Będę szła zgodnie ze swoim organizmem, żeby wszystko fajnie zagrało, a forma wystrzeliła wtedy, kiedy trzeba.
Polscy lekkoatleci sezon rozpoczęli znakomicie. Konrad Bukowiecki pcha bardzo daleko, Paweł Fajdek i Anita Włodarczyk są liderami światowych list, Piotr Lisek skoczył o tyczce sześć metrów. Jest do kogo równać.
Koledzy i koleżanki bardzo fajnie zaczęli sezon. Cieszę, że osiągają takie wyniki. Dla mnie to jest motywujące, dla jeszcze młodszych lekkoatletów też. Jak ja byłam młodsza i słyszałam, że Tomek Majewski pchnął daleko, a Piotrek Małachowski wskoczył na pierwsze miejsce światowej listy, wyrywałam się na trening. Chciałam być taka, jak oni, chciałam być najlepsza. Nawet teraz, gdy wracam po kontuzji, mam trudny okres, świetne wyniki i rekordy kolegów mnie napędzają. Jeżeli o mnie chodzi, na razie wszystko traktuję jako rekordy, pooperacyjne.
Na igrzyskach w Rio, po sensacyjnym 67,11 w eliminacjach, mówiła pani, że celem na ten sezon będzie ustabilizowanie się na poziomie 65 metrów. Kontuzja barku te plany trochę pokrzyżowała. Jaki wynik uzna pani w tej sytuacji za satysfakcjonujący?
Bardzo bym chciała „zakręcić się” w okolicach sześćdziesiątki. Pewnie dla laika brzmi to mało ambitnie, ale proszę mi wierzyć, że powroty po takiej operacji, po popękanym obrąbku łopatki typu SLAP IV (najpoważniejszy uraz tego typu – przyp. WP SportoweFakty), naprawdę są długie. Przede mną jeszcze kilkanaście lat rzucania, więc w tym sezonie chcę po prostu wrócić i dojść do takiej formy, żeby spokojnie rzucać 60 metrów. Nie chcę startować byle jak i osiągać wyniki o dziesięć metrów gorsze, bo to czwartej zawodniczce igrzysk olimpijskich po prostu nie przystoi. Chcę wrócić na swój dawny poziom, ale spokojnie i z głową.
Czyli rewanż na Barborze Spotakovej, która w Rio wyprzedziła panią o dwa centymetry, czy na starszej od pani zaledwie o rok mistrzyni olimpijskiej Sarze Kolak, trzeba odłożyć w czasie?
Trzeba poczekać, ale im dłużej się na coś czeka, tym lepiej to potem smakuje. Cierpliwość się opłaci, proszę mi wierzyć.
Zastanawiam się co to będzie, jak zacznie pani osiągać świetne wyniki, zdobywać medale i stanie się flagową postacią polskiej lekkoatletyki, skoro już teraz jest pani bardzo popularna.
Ja jestem przeszczęśliwa, że od Rio mam grono wiernych fanów, którzy nie opuszczają mnie i wspierają jak mogą. Pojawiają się też tacy „randomowi”, którzy wpadają tylko na chwilę i zostawią jakiś komentarz. Czasami jest naprawdę śmiesznie, komentarze pod moimi postami na Facebooku naprawdę warto poczytać, bo niektórzy poczucie humoru mają niesamowite. Kibice to też nieodłączna część życia sportowca. Ich obecność pomaga w trudnych momentach. Dzięki nim wiemy, że nie możemy sobie odpuścić, bo ktoś na nas liczy, że nie tylko my sami czekamy na swoje starty i rekordy.